>
Kategorie: LongformMicrosoft

Satya Nadella – nowy CEO i nadzieja Microsoftu. Na pewno?

Stało się – Microsoft ma nowego CEO. Stery w firmie przejmuje Satya Nadella. Człowiek związany z korporacją z Redmond od ponad dwóch dekad, znający różne jej części i uważany za zdolnego inżyniera, może nawet wizjonera. Przy tym podobno miły facet, nazywają go nawet Mr Nice Guy. Nie brakuje osób, które przekonują, że to idealny kandydat na nowego szefa amerykańskiego giganta. Jednocześnie pojawiają się jednak głosy nieprzychylne tej decyzji…

Poszukiwania CEO zakończone sukcesem

Nim przejdę do najświeższych wydarzeń w Microsofcie, poświęcę trochę miejsca minionym miesiącom. Warto chyba zacząć od pamiętnego sierpniowego dnia roku 2013, gdy przez branżę przetoczyło się prawdziwe tsunami: Steve Ballmer poinformował, że w ciągu roku przestanie sterować amerykańską korporacją. Część akcjonariuszy otworzyła pewnie szampana, cena akcji MS wzrosła, w mediach pytano, dlaczego Ballmer dopiero teraz postanowił odejść i przypominano jego błędy. Nie robili tego oczywiście wszyscy komentatorzy, ale większość poszła właśnie w tym kierunku: odchodzi kiepski szef, jego następca gorszy być nie może.

Satya Nadella / fot. Microsoft

Tym razem nie będę sporo miejsca poświęcał Ballmerowi i jego pracy w Microsofcie, ponieważ jeszcze w sierpniu zająłem się tą sprawą – odsyłam do tamtego tekstu. W skrócie napiszę jednak, że ustępujący CEO jest często oceniany w sposób krzywdzący. Nie był idealnym dyrektorem i zaliczył kilka wpadek – to pewne. Warto jednak pamiętać, że wpadki przytrafiają się wszystkim szefom. Ballmer może i nie zareagował odpowiednio wcześnie na rewolucję mobilną, ale wykonał wiele innych ważnych kroków. Dzięki jego strategii korporacja ma dzisiaj na kontach grube miliardy dolarów i co kwartał prezentuje świetne wyniki finansowe. Ballmera pogardliwie nazywa się księgowym (w opozycji do Gatesa-wizjonera), ale to ów księgowy uczynił z Microsoftu maszynkę (co tam maszynkę – wielką machinę) do zarabiania pieniędzy. Warto o tym pamiętać.

Wspominam o Ballmerze i jego „dziedzictwie” nie bez powodu. Z jednej strony, zostawił on swemu następcy kilka twardych orzechów do zgryzienia (za najtwardszy należy chyba uznać problemy na rynku mobilnym), ale jednocześnie zabezpieczył firmę finansowo i usadowił ją na dwóch filarach: biznesowym oraz konsumenckim. Oba przynoszą zyski i nowy CEO nie musi się zastanawiać, jak sfinansować nowe projekty oraz przebudowę korporacji. Bez względu na to, kto zostałby dyrektorem, człowiek ten nie miałby do czynienia z podupadającą i zadłużoną firmą, którą trudno wyciągnąć z kłopotów, lecz z potężnym graczem sektora IT, posiadającym wielki i pełny skarbiec. To sporo zmienia.

Skoro już o następcach Ballmera mowa. Giełda nazwisk potencjalnych CEO funkcjonowała oczywiście od dnia ogłoszenia decyzji o odejściu Bellmera. Na dobrą sprawę, już wcześniej zastanawiano się, kto mógłby zastąpić CEO Microsoftu. Pojawiały się zarówno propozycje top menedżerów zatrudnionych w MS, jak i osób spoza korporacji. Oba rozwiązania mają swoje wady i zalety, więc wybór wcale nie jest taki oczywisty. Wśród następców Bellmera wymieniano m.in. Stephena Elopa (były CEO Nokii, obecnie top menedżer Microsoftu) czy Stevena Sinofsky’ego, który jeszcze nie tak dawno odgrywał bardzo istotną rolę w korporacji z Redmond (potem został „nakłoniony do odejścia” z firmy, ale spekulowano, że może wrócić, by przejąć stery od Ballmera).

Wśród osób przymierzanych do stanowiska CEO Microsoftu pojawili się także Alan Mulally zatrudniony obecnie w Fordzie, Steve Mollenkopf pracujący w korporacji Qualcomm, kilku top menedżerów Microsoftu (w tym gronie znalazł się Nadella), wypłynął nawet pomysł, by na stanowisko powrócił po kilkunastu latach Bill Gates (do współzałożyciela giganta z Redmond jeszcze wrócimy). Specjalna grupa powołana w celu znalezienia nowego szefa (przewodniczył jej Gates) rozpatrzyła podobno sporo kandydatur, a ostatecznego wyboru dokonano z krótkiej listy, na której znaleźli się Elop, Nadella oraz CEO Ericssona, Hans Vestberg. Postawiono na Nadellę, a przecieki dotyczące tej decyzji pojawiły się w branży już kilka dni temu. Kim jest nowy CEO jednej z największych firm technologicznych świata?

Nadella, czyli… czyli kto?

Warto chyba przywołać podstawowe informacje na temat nowego CEO – od wczoraj ta postać wzbudza wielkie zainteresowanie mediów (ale nie tylko), a na dobrą sprawę niewiele o niej wiadomo. Nadella znajdował się w cieniu swoich przełożonych i do niedawna był znany przede wszystkim ludziom zainteresowanym sektorem IT. I to tym bardzo zainteresowanym i dobrze zorientowanym.

Satya Nadella / fot. Microsoft

Powtórzę zatem publikowane od kilku dni doniesienia: nowy CEO urodził się, wychował i zdobył część wykształcenia w Indiach. Za młodu wyemigrował do USA, gdzie kontynuował naukę w zakresie informatyki, zarządzania oraz ekonomii. Znalazł zatrudnienie w Sun Microsystems, ale przeszedł z tej firmy do Microsoftu. Był rok 1992, Nadella miał wówczas 25 lat. Warto to podkreślić, ponieważ po pierwsze, mamy do czynienia z CEO w średnim wieku (ma obecnie 46 lat, ustępujący Ballmer jest od niego starszy o 11 lat), a to oznacza i sporo sił i duże doświadczenie, po drugie, Nadella to człowiek związany prawie od początku swojego dorosłego, zawodowego życia z jedną firmą. Zapewne doskonale zna tę korporację, zależy mu na jej sukcesie, ponieważ to Microsoft stworzył Nadellę-top menedżera. Czym do tej pory zajmował się następca Gatesa i Ballmera?

Możliwe, że łatwiej byłoby napisać, czym nowy szef nie zajmował się w Microsofcie. Gdy rozpoczął pracę w amerykańskim gigancie, trafił najpierw do działu badawczo rozwojowego Online Services Division, potem zajmował się serwerami, narzędziami biznesowymi, miał styczność z wieloma segmentami firmy (skierowanymi zarówno na rynek konsumencki, jak i na jego biznesową część). Największym „dziełem” Nadelli jest z pewnością wprowadzenie Microsoftu do ery cloud computingu, czyli rozwiązań w chmurze. To on stoi za Windows Azure, dzisiejszym fundamentem Microsoftu.

Chmura będzie bez wątpienia jednym z najważniejszych kierunków rozwoju branży IT (i nie tylko IT – nowe technologie wkraczają do kolejnych sfer naszego życia), a Nadella to osoba doskonale znająca to środowisko. I to w dwóch obszarach, w których działa obecnie Microsoft. Firma kojarzona nadal przez wiele osób wyłącznie z systemem operacyjnym Windows od pewnego czasu nie jest uzależniona od powodzenia tego OS – pojawiły się nowe produkty oraz usługi skierowane zarówno do konsumentów, jak i do biznesu. Warto kiedyś poświęcić wpis temu zagadnieniu, ponieważ dzisiejszy Microsoft opiera się na dwóch zdrowych nogach i w przypadku problemów jednego działu, sytuację będzie ratować druga część giganta. Podstawę tego złożonego systemu stanowi Azure…

Narzędzia wykorzystywane w korporacjach, platformy Windows (mowa o nowszych wersjach), wyszukiwarka Bing, wirtualny dysk SkyDrive (OneDrive), Xbox Live, Office 365 – wszystko to jest dzisiaj powiązane z chmurą Microsoftu. Biorąc to pod uwagę, trudno wyobrazić sobie lepszego szefa niż Satya Nadella. To pracownik, który doskonale zna wiele produktów swojego pracodawcy, rozumie zmiany, jakie zachodzą na rynku (w pewnym stopniu sam je kreuje), dostrzega powiązania między poszczególnymi oddziałami i zapewne ma wizję rozwoju nie tylko konkretnych części Microsoftu, ale też firmy jako całości. Pisząc krótko: idealny człowiek na stanowisko CEO. Na pewno?

Lider czy popychadło?

Nowy CEO jest oczywiście zachwalany przez Billa Gatesa, Steve’a Ballmera, członków rady nadzorczej Microsoftu. Gates stawia sprawę jasno: Nadella to przywódca, a Microsoft potrzebuje teraz prawdziwego przywódcy, który przeprowadzi firmę przez okres transformacji. To idealny kandydat, ponieważ łączy w sobie umiejętności i wiedzę inżyniera, wizję biznesową oraz zdolność do zjednywania sobie ludzi. Pod jego rządami Microsoft może się rozwijać i rosnąć w siłę. Tak widzi sprawę współzałożyciel giganta z Redmond i spora część komentatorów. Nie brakuje jednak opinii osób, które dostrzegają pewną rysę na tym obrazku. Ową rysą ma być… Gates.

Część akcjonariuszy Microsoftu od pewnego czasu powtarzała, że Bill Gates powinien przestać pełnić funkcję prezesa rady nadzorczej. Argumentowano to m.in. koniecznością przeprowadzenia głębokich reform, wykonania radykalnych kroków i potrzebą świeżego spojrzenia na korporację, czyli ruchami, którym Gates był przeciwny. Współzałożyciel firmy nie chciał przeprowadzić rewolucji i z jednej strony blokował takie działania, a z drugiej nie poświęcał korporacji odpowiednio dużo czasu, ponieważ wraz z żoną zaangażował się w działalność swojej fundacji. Z tej ostatniej nie zamierza rezygnować i prawdopodobnie to głównie na niej skupi się w kolejnych latach. Krytyków mogła zatem ucieszyć informacja, iż były CEO przestanie pełnić funkcję prezesa rady nadzorczej.

Gatesa w radzie nadzorczej zastąpi inny stary wyjadacz z sektora IT: John Thompson, który wcześniej piastował m.in. stanowisko wiceprezesa IBM. Obecnie Thompson działa przede wszystkim w biznesie związanym z… chmurą. Czy te zmiany oznaczają, że Gates całkowicie żegna się ze swoim dzieckiem? Nie. Po pierwsze, w jego rękach nadal znajduje się spory pakiet akcji amerykańskiej firmy. Dzięki temu ma bezpośredni wpływ na losy korporacji, ale równie istotny jest (i będzie) jego wpływ pośredni: legendarny CEO to niezwykle wpływowa i szanowana persona, potrafiąca przekonać do swoich racji. W przypadku Microsoftu swoją wizję może nadal spełniać za sprawą… nowego stanowiska. Gates pozostanie w zarządzie korporacji z Redmond, a jednocześnie będzie „doradcą technologicznym”. Co to oznacza?

Do końca nie wiadomo. Podobno o takie wsparcie poprosił sam Nadella, który chce, by Gates doradzał w kwestii rozwoju nowych produktów. Mało prawdopodobne, aby były CEO skoncentrował się na jakimś konkretnym projekcie i bardzo aktywnie uczestniczył w jego tworzeniu. To wymaga czasu i zaangażowania, a Gates nie chce już intensywnie uczestniczyć w życiu firmy – wszak poświęca się filantropii. Gates będzie chyba kimś w rodzaju mentora dla nowego szefa i pozostałych top menedżerów. W tym miejscu warto wspomnieć, że Nadella jest ponoć zaufanym człowiekiem współzałożyciela Microsoftu, panowie świetnie się rozumieją i darzą sympatią. To ma swoje plusy, bo współpraca dwóch zdolnych (może nawet wybitnych) osób powinna przynieść firmie korzyści. Jest jednak pewne „ale”.

Krytycy Gatesa podkreślają, że nie chce on odpuścić i nadal steruje korporacją, tyle że z tylnego siedzenia. W ich przekonaniu Nadella nie będzie pełnowartościowym CEO gotowym na radykalne kroki, lecz postacią wykonującą polecenia Gatesa. Ile w tym prawdy? Czas pokaże – poczynania nowego CEO będziemy mogli oceniać dopiero za kilka kwartałów, na dobrą sprawę za kilka lat. Póki co krytyka i wróżenie stagnacji wydają się bezzasadne. Tak, jak bezzasadna była i jest ostra krytyka Steve’a Ballmera, który przecież też korzystał z rad Billa Gatesa. Skoro już o Ballmerze mowa – co wiemy o jego dalszych losach? Niewiele. Zapewne nie zniknie na dobre z firmy, ale odsunie się w cień. I zacznie korzystać z większej ilości wolnego czasu oraz zgromadzonej do tej pory fortuny (przypominam, że mowa o miliarderze).

Co dalej Panie Nadella?

Zmiana na stanowisku CEO Microsoftu stała się faktem, giełda nie zareagowała na to nerwowo (w pewnej mierze wynikało to pewnie z faktu, iż wielkiej niespodzianki nie było – Nadella znajdował się w gronie faworytów w wyścigu do gabinetu dyrektora). Jednak najciekawsze dopiero przed nami – przecież nowego szefa czeka sporo pracy. To nie jest tymczasowy CEO, którego ktoś zastąpi za pół roku, lecz wybór na znacznie dłuższy czas. Przypomnę, że mówimy o trzecim CEO w historii firmy działającej na rynku od prawie czterech dekad. Nadella ma wsparcie Gatesa oraz pozostałych decydentów, dysponuje miliardami dolarów na kontach, bogatym portfolio patentowym oraz szeregiem partnerów biznesowych, zna doskonale firmę. Ale przed nim naprawdę sporo pracy.

Microsoft nadal kiepsko odnajduje się w sektorze mobilnym, czyli gałęzi rynku, która z każdym rokiem będzie coraz większa. Konkurencja w tym biznesie jest niezwykle silna i zdominowała giganta z Redmond. Firma pompuje miliardy dolarów w ten biznes, lecz póki co nie przynosi to spodziewanych efektów. Niedawno przejęto nawet komórkowy biznes Nokii, co może pomoc Microsoftowi, ale tylko pod warunkiem, że korporacja z Redmond w stu procentach wykorzysta potencjał tkwiący w nabytku. Amerykański producent coraz bardziej zagłębia się w sferę produkcji sprzętu, który w przyszłości ma się stać jego mocną stroną, ale do sukcesu droga daleka.

Satya Nadella / fot. Microsoft

Nadella będzie musiał poprawić wizerunek platformy Windows i przekonać krytyków (ich większą część – wszystkich po prostu nie da rady), że zmiany zapoczątkowane przez Windows 8 są potrzebne i właściwe. Należy poprawić obraz firmy w oczach klientów, ocieplić stosunki z partnerami, bo ostatnio różnie z tym bywało, integrować ze sobą kolejne produkty i stworzyć spójnie działający ekosystem zachęcający użytkowników do wybrania właśnie usług i produktów Microsoftu. Trzeba kontynuować proces dywersyfikacji źródeł zysku i odzyskać miano innowatora. To olbrzymie wyzwanie i Nadella staje przed sporym wyzwaniem. Pozostaje życzyć powodzenia.

 

 

Zainteresował Cię artykuł? Zobacz też inne maniaKalne felietony.

 

 

O autorze
Maciej Sikorski
 

Dzieci nie ma, w kosmosie nie był, nie uprawia alpinistyki ani innych sportów ekstremalnych, za to od lat dzieli się z maniaKalnymi CzytelniKami swoimi przemyśleniami na temat biznesowej strony sektora IT. Teksty Maćka znajdziecie również na łamach bloga Antyweb.

 

Chcesz podzielić się z nami swoimi przemyśleniami? Pisz na redakcja@techmaniak.pl. Być może i Twój wpis znajdzie się wśród maniaKalnych felietonów.

 

Maciej Sikorski

Komentarze

  • Pracuję prawie 10 lat w IT i wiem, że najgorsze co moze sięstać dla firmy to rządy księgowego.
    Krótkoterminowo zapewnia to wzrost zysków, ale po pewnym czasie przychody spadają, bo firma robi coraz gorsze produkty, ponieważ, księgowy nie widzi wartości biznesowej w dobrej jakości kodu.

  • Jak będzie mądry CEO, to porzuci projekty przynoszące straty, dla zysku ogólnego. Czyli WP poleci jedno z pierwszych.

    • Takie głupoty robił Balmer i wszyscy inni księgowi kierujący korporacjami.
      Trzeba myśleć o zyskach w przyszłości i o spójności rozwiązań.
      Natomiast powinien przerwać współpracę z Nokią i jełopem Elopem.

    • Przecież MS ma miliardy zysku więc jakie straty?
      Będą chcieli jeszcze bardziej doić ludzi? Nowy windows co 3 miesiące, a stary z limitem jednokrotnej aktywacji?

      • Mają tyle kasy, bo Balmer skąpił na rozwój.
        Nowy CEO to inżynier wiec zacznie więcej wydawać na R&D. Będzie nowy WP co rok i co rok będzie mnóstwo nowych funkcionalności.

  • Mam nadzieję że z nowym CEO wp rozwinie się dużo szybciej i w lepszym kierunku, teraz trzeba trzymać kcuki

    • Twoje logo powinno cie zobowiązać do nie tolerancji dla ciemięzyciela, monopolisty i chamskiego dyktatora.
      Czas najwyższy żeby microsoft się rozpadł na wiele małych firemek i żeby skończył się monopol który cały rynek PC ciągnie lawinowo w dół.

      Do tego jeszcze co roku nowy windows... Ludzie mają już tego dość. Królowi (MS) marzą się dodatkowe podatki na swoje luksusy i lud wkońcu się zbuntuje.

        • W takim razie jesteś nie godny logo Punishera, bo on kasował odpowiedników takich bandytów jak microsoft czy apple, które mają na rękach krew ludzi zmuszanych do niewoli (ich fabryki w chinach) , a na rynkach monopole i uzależnianie ludzi od ich produktów jak diler narkotyków narkomanów.

          Zmień avatar, bo przynosisz wstyd Frankowi Castle i ideii Punishera!