>

Steam Machines. Nowa jakość na rynku konsol i pecetów

Ekipie Valve nie wystarcza już dominacja w segmencie elektronicznej dystrybucji gier i zastosowanie wielu pionierskich rozwiązań, które w znacznej mierze wpłynęły na popularyzację pecetowego gamingu i stworzenie nowej, niesamowicie popularnej ostatnio gałęzi gier indie. Teraz gigantowi branży marzy się zawojowanie rynku – no właśnie, czy to działka konsol, czy też jeszcze komputerowe poletko? Steam Machines wydaje się być czymś pośrodku, łączącym cechy charakterystyczne dla konsol stacjonarnych z mocą i otwartą architekturą komputerów osobistych.

Steam Machine od Alienware / fot. Alienware

Tak naprawdę pierwsze informacje o Steam Machines pojawiły się znienacka – ot, Valve zapragnęło stworzyć swoją własną konsolę, opartą na dodatek o autorski system operacyjny. O ile informacje na temat próby wejścia na rynek hardware’u można było jeszcze przyjąć z umiarkowanym zaskoczeniem, tak stworzenie własnego software’u musiało spotkać się z ogromnym zaciekawieniem graczy. Nowe sprzęty Valve będą działały na SteamOS – autorskim OS-ie opartym praktycznie w całości na architekturze Linuksa. To o tyle ciekawe posunięcie, iż jednym z największych problemów i bolączek tego systemu jest… brak gier, a to przecież właśnie na tym najbardziej zależy jego twórcom. Pojawienie się osobnej karty produktów dla Linuksa na Steamie to dopiero początek – lobby właścicieli tego serwisu jest ogromne i kolejne produkcje regularnie pojawiają się w wersji przeznaczonej na ten system. To nie tylko dobre posunięcie biznesowe dające dostęp do gier całkiem sporej klienteli, ale i zapewnienie sobie za jednym zamachem dobrej puli startowej tytułów, które pozwolą na jakiś czas odetchnąć od kolejnych pertraktacji z twórcami na temat tworzenia zupełnie nowych produkcji przeznaczonych głównie dla Steam Machines.

Stacjonarne centrum rozrywki

Z jednej strony nowe dzieło Valve nazywane jest „nową konsolą stacjonarną” lub „domowym centrum rozrywki”, z drugiej wydaje się, iż jest to po prostu pecet zamknięty w konsolopodobną obudowę.  Valve, w odróżnieniu od Microsoftu czy Sony, w przeciągu kolejnych kilkunastu miesięcy zaprezentuje kilkanaście różnorodnych wariantów Steam Machines dzięki współpracy z wieloma renomowanymi producentami gotowych zestawów komputerowych lub ich poszczególnych elementów – wystarczy przywołać tutaj takie nazwy jak Alienware, Zotac czy Origin PC.

Steam Machine od CyberPowerPC / fot. CyberPowerPC

Główną zaletą tych sprzętów jest fakt, iż cena poszczególnych wariantów konsol pozwoli na to, by zainteresowali się nimi zarówno niezbyt zamożni klienci, jak i osoby posiadające nieco bardziej wypełniony portfel. Ceny najtańszych konfiguracji będą rozpoczynać się od 499 dolarów, czyli mniej więcej tyle, ile w tym momencie musimy wydać za Xboksa One czy PlayStation 4. Co znajdziemy w takich pecetach? Pierwsze wieści o najtańszych zestawach sugerują, iż będziemy mieć do czynienia z bardzo dobrymi i solidnymi sprzętami, które pozwolą na komfortową i płynną rozgrywkę w szereg najnowszych tytułów na rynku. Firma CyberPowerPC zaprezentuje nam w tej cenie procesor Intel Core i5 lub odpowiednik AMD, kartę graficzną Radeon R9 270 lub GeForce GTX 760 wraz z 8 GB RAM GDDR3 i 500 GB miejsca na dysku twardym. Bardzo podobną specyfikację zaserwuje m. in. Zotac. Oczywiście, im droższa „maszyna parowa”, tym lepsze podzespoły znajdziemy we wnętrzu konsolki – zestaw Alternate za 1339 dolarów to Intel Core i5 4570, Gigabyte GeForce GTX 760 i 16 GB RAM wraz z dyskiem SSHD o pojemności 1 TB. Rzecz jasna nie zabraknie także propozycji dla nieco zamożniejszych klientów o zdecydowanie potężniejszej konfiguracji – takie zestawy w swojej ofercie będzie posiadać Digital Storm czy Falcon Northwest: ich sprzęty pod względem ceny mogą sięgnąć nawet 6 tysięcy zielonych.

Dla każdego coś dobrego

Choć na liście oficjalnych producentów Valve w tym momencie znajduje się 13 firm, to wydaje się, iż wraz z premierą pierwszych modeli liczba ta może wzrosnąć. Rzecz jasna zależy to od wielu czynników, a podstawowym jest rzecz jasna rynkowy sukces Steam Machines. To, co przemawia za ich powodzeniem to odpowiednie wypełnienie rynku poprzez zaserwowanie kilkunastu wersji tych maszyn – dzięki temu urządzenie będzie miało szansę trafić pod strzechy wielu domów. Niczym jednak będzie odpowiednia oferta w kwestii hardware’u, jeśli Valve nie uda się zapewnić odpowiedniej ilości kontentu już od dnia premiery sprzętów sygnowanych marką Steam. W kwestii gier raczej nie powinno być problemu – według zapowiedzi na start nowej platformy gotowych ma być ponad 400 tytułów. Jednak, jak pokazują przykłady Microsoftu czy Sony, wokół gier konieczne jest zbudowanie dodatkowych treści odnoszących się do muzyki, filmu czy popularnych usług oraz witryn internetowych. Na tym poletku Valve ma zdecydowanie mniejsze doświadczenie, choć zapewne wielką siłę przebicia, by tę sytuację w miarę sprawnie i szybko zmienić.

Nie da się jednak ukryć, że w porównaniu z Windowsem Linux nadal jest niezbyt popularnym OS-em – choć liczba jego użytkowników systematycznie rośnie, to okienka w sposób wyraźny i zdecydowany dystansują ten darmowy system operacyjny. Steam Machines to nie tylko próba przedstawienia systemu przyjaznego użytkownikowi i intuicyjnego – to także działanie obliczone na spopularyzowanie Linuksa wśród użytkowników komputerów osobistych. Dla wielu zakup tego sprzętu będzie wiązał się z przesiadką na coś zupełnie nowego w kwestii obsługi peceta – czas pokaże, czy SteamOS pozwoli na wykorzystanie możliwości tych zestawów w sposób wystarczający.

Sprzęt od wewnątrz / fot. venturebeat.com

To, czym może zaimponować ta platforma w kwestii technicznej, jest z pewnością możliwość stworzenia potężnego API dającego spore pole do popisu w kwestii generowania grafiki trójwymiarowej i wspomagania procesu przetwarzania obrazu oraz stosowania narzędzi pozwalających na wyświetlanie oprawy wizualnej w lepszej jakości. Takie szanse daje otwarta architektura OpenGL, nieco odwrotna sytuacja jest z kolei z DirectX stworzonym przez Microsoft. Na tym poletku gigant z Redmond może przegrać, a przewaga techniczna uzyskana przez SteamOS może nie wynikać nie tyle z lepszej specyfikacji technicznej sprzętu, ale z lepszego oprogramowania, pozwalającego wyciskać siódme poty z karty graficznej.

Kontrolerowa (r)ewolucja

Wiele zależy także od Steam Controllera – kontrolera przystosowanego właśnie do pracy ze Steam Machines. Choć w założeniach miało być to rewolucyjne akcesorium, które pozwoli na łatwe korzystania z platformy osobom do tej pory przyzwyczajonym do klawiatury czy myszki, to po kolejnych modyfikacjach coraz bardziej przypomina popularne gamepady przeznaczone chociażby do Xboksa One czy PlayStation 4, tylko w nieco większej i masywnej wersji. Mamy tu przycisk START i STOP, krzyżak, przycisk ABXY – słowem: obowiązujący standard i coraz bardziej wydaje się, iż Valve nie wybierze żadnej rewolucyjnej ścieżki, oferując w tym aspekcie sprawdzone rozwiązania i dając swoim użytkownikom to, co tak dobrze sprawdza się w maszynkach Sony i Microsoftu. Jedyną nowością wydają się być panele dotykowe, ale czy one w sposób godny zastąpią gałki analogowe – czas pokaże.

Kontroler coraz bardziej przypomina pady do Xboksa i PlayStation 4 / fot. venturebeat.com

Czym więc tak naprawdę jest Steam Machines? Maszyny firmowane przez Valve pod względem technicznym to nic innego jak pecety, które ktoś wsadził w efektowne obudowy i zamknął w formie zestawu. Z drugiej strony jednak – podobnie jak i inne konsole stacjonarne – mamy tutaj do czynienia z dedykowanym systemem operacyjnym, specjalnym kontrolerem i bazą kontentu dotyczącego gier jak i innych tematyk czy usług. Jednoznaczne skategoryzowanie tego sprzętu wydaje się więc bardzo trudne. Z tego też powodu ciężko zawyrokować, że Steam Machines odniosą sukces na rynku – dziełu Valve raczej ciężko będzie przebić się ze swoją propozycją do dwóch zupełnie innych grup klientów. Użytkowników pecetów może nieco przerazić brak klawiatury i myszki i znacznie pomniejszony zakres możliwości względem tradycyjnych komputerów osobistych, z kolei bastion konsol stacjonarnych, podzielony na Sony, Microsoft i – ostatnio w nieco mniejszym zakresie – Nintendo może nie przyjąć kolejnego gracza i nie przekonać milionów osób przyzwyczajonych do możliwości swoich Xboksów czy PlayStation. Pozostaje trzymać jednak kciuki i liczyć na to, że ta inicjatywa jednak zakończy się sukcesem – wszak nic nie robi rynkowi lepiej, jak silna konkurencja. A pomysłodawcy już nieraz udowodnili, że potrafią zrobić coś z niczego.

Zainteresował Cię artykuł? Zobacz też inne maniaKalne felietony.

 
 

Amadeusz Cyganek