>

Trudne początki Google Stadia. Przeciętne recenzje i (jak na razie) finansowa porażka

Google Stadia to usługa, która miała stanowić rewolucję dla usługi grania w chmurze. Wydawało się, że koncern z Mountain View wejdzie w rynek cloud gamingu z przytupem, a tymczasem rzeczywistość okazuje się mocno sprowadzać tego technologicznego potentata na ziemię. Start tej usługi wygląda bowiem nie najlepiej.

Google Stadia nie jest może rewolucyjną usługą, ale wobec dość przeciętnej kondycji bardzo rozwojowego rynku gier w chmurze wielu obiecywało sobie naprawdę sporo po jej starcie. Kompatybilne urządzenie i odpowiednio szybki dostęp do internetu, a w niektórych konfiguracjach – dedykowany kontroler i urządzenie Chromecast: to wszystko, co jest potrzebne do skorzystania z oferty Google Stadia. Przynajmniej niebawem, bo do uruchomienia usługi na starcie konieczne staje się zakupienie premierowego zestawu w cenie 129 dolarów, czyli około 600 złotych.

Start Google Stadia. Spore problemy z działaniem i płynnością rozgrywki

fot. Google

Niby to niewiele, ale kluczem do prawidłowego działania tego narzędzia jest zagwarantowanie odpowiedniego, technologicznego zaplecza. A tutaj jest niestety bardzo różnie. Recenzje, które pojawiły się w dniu startu usługi, wskazują bowiem szereg naprawdę sporych problemów natury technicznej. Przede wszystkim mowa tutaj o opóźnieniach rozgrywki, które sięgają kilku sekund i de facto uniemożliwiają rozgrywkę w znakomitą większość produkcji, takich jak strzelaniny, gry akcji czy gry sportowe.

Recenzenci zwracają także uwagę na fakt, że mimo zapewnień o potężnej mocy obliczeniowej serwerów Google bardzo rzadko można zobaczyć gry działające w rozdzielczości 4K, a wielokrotnie – zamiast pełnej ilości detali – obserwujemy rozgrywkę na średnich ustawieniach graficznych.

Stadia jest także mocno niedopracowana w kontekście prezentowania gry na różnorodnych platformach. Uwagę zwraca poniższy Tweet od serwisu Digital Foundry powiązany z portalem Eurogamer, który zwraca uwagę, że różnica pomiędzy strumieniowaniem rozgrywki za pośrednictwem Chromecasta a stroną usługi wynosi w jednej grze blisko 30 klatek na sekundę. To raczej mało akceptowalna sytuacja.


W recenzjach możemy także przeczytać o dużych różnicach w stabilności przy połączeniu przewodowym oraz korzystaniu z usługi za pośrednictwem Wi-Fi – o ile w tym pierwszym przypadku stabilność zabawy jest akceptowalna, tak druga forma dostępu do sieci generuje mnóstwo problemów, a w wielu przypadkach uniemożliwia korzystanie z niektórych tytułów. A to przecież właśnie z myślą o mobilnym graniu powstała Google Stadia.

Generalnie więc założenia Stadii są naprawdę sensowne i mówią o tym poszczególni testerzy – szkopuł w tym, że usługa, na którą zwrócone były oczy praktycznie całego gamingowego światka, które traktuje granie w chmurze jako przyszłościowe rozwiązanie, na razie nie działa tak, jak powinna. Wygląda na to, że na razie w jej strukturze jest zbyt dużo prostych błędów powodujących, że zabawa jest nie tylko utrudniona, ale w wielu przypadkach zupełnie niemożliwa. Zapewne część z tych problemów uda się niebawem wyeliminować, ale na razie opinie są raczej negatywne.

fot. Google

Google Stadia to finansowa wtopa?

Oliwy do ognia dolewają doniesienia jednego z najbardziej znanych dziennikarzy growych, Jasona Schreiera z Kotaku. Wedle jego informacji debiut Google Stadia pod względem finansowym to „monumentalna klapa” koncernu z Mountain View. Co prawda Google informowało o wyprzedaniu wszystkich przedpremierowych pakietów Founders Edition, ale wygląda na to, że firma liczyła na znacznie szybsze tempo ich sprzedaży i na razie wyniki są bardzo niepokojące.


Można także domyślać się, że Stadii nie pomaga dość oryginalny model ekonomiczny bazujący na subskrypcji w kwocie 9,99 euro miesięcznie oraz konieczności kupna poszczególnych tytułów, w które będziemy grać za pośrednictwem chmury. To – biorąc pod uwagę niepewność tego rozwiązania – dość spory wydatek, a biorąc pod uwagę mnogość takich modeli subskrypcyjnych, chociażby w przypadku konsol PlayStation 4 i Xbox One, może być on przez graczy trudny do przełknięcia.

Do inwestycji nie zachęca także dość uboga lista gier – na razie znajdują się na niej zaledwie 22 tytuły i choć nie brak głośnych produkcji, jak Red Dead Redemption 2, Assassin’s Creed Origins czy Destiny, to wybór na razie nie robi zbyt wielkiego wrażenia.

Jest naprawdę sporo do poprawy

fot. Google

Pozostaje mieć nadzieję, że Google solidnie zabierze się za naprawdę Stadii i nie zniechęci się bardzo problematycznym startem. Na razie ta usługa wygląda tak, jakby cały czas znajdowała się w fazie beta i to może problem wizerunkowy oraz łatka „niedokończonej platformy do gry w chmurze” może stanowić największy problem do zwalczenia. Być może zainteresowanie usługą napędzi darmowa wersja pozwalająca na rozgrywkę w FullHD, która pojawi się w 2020 roku, ale to jak na razie dość odległa perspektywa.

Jedno jest pewne – Polacy na razie nie przekonają się, jak działa Google Stadia, bo usługa nie jest dostępna w naszym kraju. Może to i dobrze?

źródło (1,2)

Amadeusz Cyganek

Komentarze