>

Google Drive vs iCloud, SkyDrive i Dropbox. Kto wygra ten pojedynek?


Data 24 kwietnia 2012 roku z pewnością zapisze się w historii korporacji Google. Oto po kilku latach domysłów, plotek i dyskusji wystartowała usługa Google Drive. Chmura od internetowego giganta nie jest pierwszym produktem tego typu na rynku – konkurencja działa w tym segmencie już kilka lat. Dlaczego korporacja z Mountain View tak długo zwlekała z uruchomieniem podobnej usługi? I jak będzie wyglądała branża po tych zmianach? Zapraszamy do lektury.

Google Drive nie jest pierwszą chmurą na rynku / fot. Thomas Jansa, Fotolia

Pogłoski na temat usługi typu Google Drive krążyły na rynku już od marca 2006 roku. Nietrudno policzyć, iż od chwili rozpoczęcia dyskusji w tej kwestii, do czasu uruchomienia usługi minęło ponad 6 lat. W sektorze IT jest to czas, który można uznać za całą epokę, a nawet erę. Zdziwienie, iż na Dysk Google trzeba było czekać tak długo potęguje fakt, że nie mówimy tu o bardzo innowacyjnym urządzeniu czy technologii, których opracowanie mogłoby zająć nawet dekadę – sprawa dotyczy projektu, będącego od dawna w zasięgu korporacji z Mountain View. Nim zaczniemy się zastanawiać, dlaczego trwało to tak długo, warto rzucić okiem na produkt dostarczony przez Google na rynek.

Co nam daje Google Drive?

Logo: Google Drive

Każdy użytkownik Google Drive dostaje na wstępie bezpłatne 5 GB miejsca na serwerach internetowego giganta (wcześniej pojawiały się plotki, iż będzie to zaledwie 1 GB, co dyskredytowałoby usługę już na samym początku). Oczywiście przestrzeń tą można powiększyć – wystarczy uiścić odpowiednią opłatę. Rozszerzenie swojego wirtualnego dysku do 25 GB to koszt blisko 2,5 dolara miesięcznie, 100 GB to blisko 5 dolarów miesięcznie, a 1 TB to blisko 50 dolarów miesięcznie (maksymalny rozmiar to 16 TB – wykorzystywanie tej przestrzeni będzie kosztować użytkownika 800 dolarów miesięcznie). Gratisem dodawanym do powiększonego konta w chmurze jest zwiększenie przestrzeni na koncie Gmail do 25 GB (wraz z wprowadzeniem Google Drive i tak wzrosła ona do 10 GB; przestrzeń Google Docs została zwiększona do 5 GB). Co można zrobić z tą przestrzenią?

Google Drive jest z założenia usługą podobną do znanych już na rynku wirtualnych dysków Dropbox, SkyDrive, czy iCloud. Użytkownik może zapisać swoje dane na serwerach udostępnionych przez konkretną firmę, dzięki czemu dostęp do nich staje się możliwy praktycznie z każdego miejsca na świecie, w którym dostępny będzie Internet. Usługa eliminuje zatem konieczność przechowywania danych na fizycznych nośnikach, zapewnia im stosunkowo duże bezpieczeństwo i gwarantuje osobie dodającej pliki do chmury sporo możliwości, które w znacznym stopniu mogą ułatwić poruszanie się po cyfrowym świecie.

Dostęp do Google Drive możliwy jest zarówno z poziomu przeglądarki internetowej, jak i dedykowanej aplikacji dostępnej, póki co, dla Windows, Mac OS X oraz platformy Android. Trwają prace nad wersją dla iOS. Na razie trudno określić, czy podobne rozwiązania obejmą kiedyś także mobilne platformy Windows Phone, BlackBerry OS oraz Symbian. Użytkownicy, posiadający dostęp do tej usługi mogą wgrywać na serwery firmy m.in. materiały video, zdjęcia, pliki PDF, a potem korzystać z nich na różne sposoby. Na koncie znajdą się wszystkie Dokumenty Google, które można w dowolny sposób edytować i dzielić z innymi ludźmi (znajomymi, współpracownikami). Z pewnością wiele osób zainteresuje fakt, iż w czasie rzeczywistym możliwa będzie grupowa praca nad plikami tekstowymi, prezentacjami i arkuszami kalkulacyjnymi. Wszystkie pliki umieszczone w chmurze mogą być komentowane przez uprawnione do tego osoby, co trochę przypomina sposób działania sieci społecznościowych. I tu dochodzimy do ciekawego wątku – integracji z innymi serwisami Google.

Nowa usługa wymaga posiadania konta Google i dzięki temu staje się częścią większego systemu. Firma dokonała integracji wirtualnego dysku z pocztą Gmail, czy stworzoną z myślą o konkurowaniu z Facebookiem platformą Google+. Dzięki temu możliwe będzie dzielenie się ze znajomymi z portalu społecznościowego swoimi zdjęciami i filmami z poziomu Google Drive. Tym samym, Google może upiec dwie pieczenie na jednym ogniu – osoby, które korzystały już z usług internetowego giganta mogą się w prosty sposób stać użytkownikami ich kolejnego projektu, a ludzie zwabieni możliwościami Google Drive zasilą rzeszę usługobiorców Google na kilku płaszczyznach.

Wirtualne dyski nie są nową technologią, ale nie cieszą się jeszcze masową popularnością / Fot. sellingpix, Fotolia

Ciekawie brzmią zapewnienia firmy w aspekcie technologii wyszukiwania, w jaką wyposażono Google Drive – ponoć ma to być jeden z atutów, który przyciągnie do ich wirtualnego dysku klientów konkurencji. Oprócz wyszukiwana standardowego zastosowano algorytmy rozpoznawania tekstu w zeskanowanych dokumentach (z pomocą OCR – Optical Character Recognition) oraz obrazu. Póki co, nie należy się spodziewać cudów po tej funkcji – znajduje się ona dopiero w fazie rozwoju. W przyszłości może się jednak okazać niezwykle interesującym rozwiązaniem, które poważnie wpłynie na poczynania konkurencji.

Wiemy już mniej więcej, co trafiło na rynek kilka dni temu (przynajmniej tak przedstawiło to Google). Nadal aktualne pozostaje pytanie – dlaczego firma zdecydowała się na ten produkt dopiero teraz?

Maciej Sikorski