Kiedy niemal dwa lata temu zadebiutował perwszy Legion Go, miałem mieszane uczucia. Lenovo postawiło na odważną wizję i własny pomysł na handhelda z Windows 11, ale nie wszystko zagrało jak trzeba. Mimo to było w tym projekcie coś, co przyciągało – oryginalność, możliwości i spora dawka ambicji. Teraz na biurko trafia Lenovo Legion Go S – odchudzona, poprawiona i teoretycznie bardziej dojrzała wersja tamtego sprzętu. Ale czy rzeczywiście?
Spis treści
Legion Go S kosztuje 2299 zł, więc teoretycznie jest to budżetowy sprzęt na przysłowiową próbę, wszystkich wkraczających w świat mobilnego gamingu. Za te pieniądze dostajemy elegantsze, lżejsze urządzenie, z lepszą baterią i zmniejszonym ekranem, ale bez odczepianych kontrolerów. Brzmi jak coś, co mogłoby zawalczyć o uwagę osób, które nie przekonały się do Steam Decka czy Asus ROG Ally. Tylko że tu pojawia się zgrzyt: w środku siedzi nowy, ale słabszy układ AMD Ryzen Z2 Go, który mocą nie dorównuje poprzednim Extreme. I to właśnie wydajność okazuje się piętą achillesową tej konstrukcji.
Z jednej strony cieszy mnie, że Lenovo nie odpuszcza tematu i próbuje czegoś więcej niż tylko jednorazowego wyskoku. Legion jako marka już dawno przestał być tylko laptopowy, a Go S ma to tylko potwierdzać. Ale z drugiej – nie mogę oprzeć się wrażeniu, że to urządzenie wisi gdzieś pomiędzy. Zbyt dobre, by je zignorować, ale też nie dość mocne, by rzucić rękawicę liderom rynku.
To nie jest konsola, która bije rekordy benchmarków, ale też nie wszystko w niej sprowadza się do liczby klatek. W Legion Go S jest coś intrygującego – może to fakt, że Lenovo wciąż szuka swojej drogi w świecie handheldów. A może po prostu to sprzęt, który trzeba przetestować osobiście, żeby go zrozumieć. Zapraszam do recenzji, w której podzielę się z Wami swoimi doświadczeniami.
Lenovo Legion Go S: mniejszy, ale czy na pewno wygodniejszy?
Z daleka Lenovo Legion Go S może wydawać się bardziej kompaktową, odchudzoną wersją pierwszego modelu. Rzeczywiście, ekran zmniejszono do 8 cali, zniknęły też odłączane kontrolery i podstawka, ale nie dajcie się zwieść – to wciąż kawał sprzętu. Waży 730 gramów, czyli nie tak wiele na papierze, ale wystarczy kilka dłuższych sesji z tym urządzeniem w dłoniach, żeby poczuć, że mobilność kończy się tam, gdzie zaczyna się zmęczenie nadgarstków. I tu od razu rodzi się pytanie: czy konsola przenośna nie powinna jednak być… bardziej przenośna?
Z drugiej strony, muszę przyznać, że Lenovo odrobiło lekcje z ergonomii. Obudowa Legion Go S jest o wiele przyjemniejsza w dotyku niż w poprzedniku – krawędzie zostały zaokrąglone, całość lepiej leży w dłoni, a kontrolery nie trzeszczą i nie sprawiają wrażenia taniej zabawki. Joysticki mają świetny opór, spusty klikają z satysfakcją, a przyciski są rozmieszczone bardziej intuicyjnie niż wcześniej. W końcu nikt nie chce zastanawiać się, gdzie podziało się „Start”, kiedy właśnie dostaje wirtualne baty.
Ale nie wszystko poszło w dobrym kierunku. Lenovo uparcie trzyma się idei gładzika, który – choćby nie wiem jak futurystycznie się prezentował – w praktyce jest po prostu… fatalny. Zredukowano go do śmiesznie małego kwadracika, umieszczonego po prawej stronie. Nawet w systemie Windows, który rzekomo miał być jego naturalnym środowiskiem, nawigacja jest uciążliwa. Wibracje? Mało responsywne, płaskie, bez wyrazu. W porównaniu do klikalnych paneli dotykowych w Steam Decku – wypada to blado. A przecież to właśnie detal robi dziś różnicę.
Jednym z większych absurdów konstrukcyjnych jest umieszczenie czytnika kart microSD… na spodzie urządzenia, w samym środku. Jeśli ktoś planuje korzystać z docka, może zapomnieć o szybkiej zmianie karty. Jeszcze dziwniej wypadają dwa porty USB-C na górze – przydałby się chociaż jeden na dole, dla lepszej organizacji kabli. To drobiazgi, ale w urządzeniu przenośnym właśnie one potrafią przesądzić o tym, czy korzystanie z niego będzie przyjemnością czy walką z konstrukcyjną logiką.
Nie sposób nie wspomnieć o nowym układzie przycisków – tym razem znacznie bardziej klasycznym. Nareszcie „Start” i „Select” trafiły tam, gdzie trzeba, ale Lenovo nie byłoby sobą, gdyby nie dorzuciło swoich dedykowanych przycisków nad nimi. Brzmi dobrze? W teorii tak, w praktyce kilka razy przypadkiem odpaliłem menu oprogramowania Legion, próbując zapauzować grę. To kolejny przykład na to, że czasem mniej znaczy więcej – ale trzeba dać sobie czas, by nauczyć się tego układu.
Wszystko to prowadzi mnie do jeszcze jednej refleksji: Legion Go S wygląda dziś trochę jak mieszanka pomysłów z innych handheldów, ale czy to źle? Nie sądzę. Tak jak ROG Ally, ma formę jednej bryły, ale w przeciwieństwie do niego – oferuje wyjątkowy ekran o jasności 500 nitów i rozdzielczości 1200p. Gdy pierwszy raz odpaliłem na nim Shadow of the Tomb Raider, byłem zaskoczony, jak dobrze może wyglądać gra na urządzeniu tej wielkości. A przecież to tylko IPS, nie OLED.
Ryzen Z2 Go w Legion Go S – mobilny kompromis czy początek nowej epoki handheldów?
Choć Lenovo Legion Go S wygląda świeżo i nowocześnie, prawdziwa rewolucja czai się pod maską. Lenovo zdecydowało się na nowy układ AMD Ryzen Z2 Go – i to właśnie on budzi największe emocje. AMD pokazało Z2 Go na targach CES 2025, zapowiadając tym samym kolejną generację mobilnych procesorów do grania. Problem w tym, że Z2 Go to najbardziej budżetowy wariant nowej serii – a to czuć już po kilku minutach zabawy z urządzeniem.
Cztery rdzenie i osiem wątków to dziś wartości kojarzące się bardziej z energooszczędnymi układami laptopowymi niż z rasową maszyną do grania. W zestawieniu z Z1 Extreme, który oferował podwójne zasoby, Z2 Go prezentuje się po prostu skromnie. Dla gracza to oznacza jedno: nie wszystkie tytuły AAA pójdą płynnie, a czasem warto będzie zejść z detali graficznych. Owszem, emulatory i mniej wymagające gry niezależne radzą sobie znakomicie, ale czy tego właśnie oczekujemy od handhelda w tej cenie?
Nie ukrywam – mam nadzieję, że Legion Go 2 pokaże pełną moc Z2 Extreme. Dziś jednak musimy zadowolić się Z2 Go, który sam w sobie nie jest zły, ale nie daje też pełni tego, co mogłoby się kryć pod tym logiem „Legion”. Czy to przedsmak czegoś większego? Bardzo możliwe. Ale dopóki Lenovo nie zdecyduje się na mocniejsze konfiguracje, gracze mogą czuć niedosyt – szczególnie ci, którzy pamiętają, co potrafił Z1 Extreme.
Legion Go S – czy to naprawdę „go”, skoro tak często „stop”?
Wydajność Legion Go S to temat, który od pierwszego kontaktu stawia więcej znaków zapytania niż okrzyków zachwytu. Już samo uruchamianie urządzenia przypominało mi czasy Windowsa Vista na starym laptopie – klikam, czekam, wątpię. Nawet Legion Game Launcher, czyli dedykowana nakładka Lenovo, potrafi potrzebować chwili, żeby się rozbujać. A kiedy już się rozbuja, to… też nie ma szału.
Nowy procesor AMD Ryzen Z2 Go to chyba największy znak zapytania całej tej układanki. Ani Lenovo, ani AMD nie obiecywali wydajnościowego przełomu i, szczerze mówiąc, dobrze, że nie obiecywali. Bo byłoby to rozczarowanie roku. Zen 3 i RDNA 2 w 2025 roku? W świecie, gdzie konkurencja już pokazuje Zen 4 i RDNA 3? Naprawdę, wygląda to jak próba grania w nowoczesne tytuły za pomocą starej karty graficznej z szuflady. I choć liczby nie zawsze mówią wszystko, to wynik w 3DMark Time Spy stawia sprawę jasno: to urządzenie nie ma ochoty na wyścig.
W grach sytuacja jest nieco bardziej zniuansowana, ale nadal daleka od ideału. Wspomniany już Shadow of the Tomb Raider działa, ale ze sporą liczbą spadków FPS. Kangurek Kao, gra, która wygląda przyjemnie nawet na niższych detalach, tutaj potrafiła chrupnąć, przy maksymalnych ustawieniach. Obniżenie detali i rozdzielczości nieco poprawia sprawę, no ale czy chodzi o to by zawsze grać na najniższych ustawieniach. Bo jeśli taki jest sens przenośnych konsol, to ja wysiadam z tego powolnego pociągu. Być może pocieszeniem będzie fakt, że Rayman Origins działa naprawdę płynnie.
Wentylatory? Pracują częściej niż powinny, choć doceniam, że przynajmniej skutecznie wypompowują ciepło z obudowy. Ale nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że urządzenie momentami walczy samo ze sobą. Jakby Legion Go S wiedział, że nie domaga, i starał się ze wszystkich sił udawać, że wszystko jest w porządku. A nie jest. Zwłaszcza gdy patrzę na czas pracy na baterii – 4 godziny i 29 minut w teście PCMark10 to wynik, który po prostu rozczarowuje. Zwłaszcza że oryginalny Legion Go, z mocniejszym chipem, potrafił wycisnąć z siebie więcej.
A co z realnym graniem? W Cyberpunku 2077 sytuacja wygląda całkiem optymistycznie – po zjechaniu ustawień do Medium i uruchomieniu FSR w trybie wydajnościowym udało się uzyskać około 40 klatek na sekundę. Czyli da się? Da. Ale trzeba mocno kombinować.
Trudno nie odnieść wrażenia, że Lenovo wypuściło Legion Go S jako eksperyment. Urządzenie z procesorem, który wygląda bardziej jak rozwiązanie tymczasowe niż przyszłościowe. Z jednej strony rozumiem: nowe APU AMD, trzeba było coś pokazać. Z drugiej strony: czemu aż za 2299 złotych?
Legion Go S to przenośna konsola, która chciałaby, ale jeszcze nie może. Może w przyszłości, może z lepszym APU. Na razie to raczej sprzęt do przeczekania niż do przodu.
Legion Go S z Windows 11 to sprzęt dla majsterkowiczów. A ja nie chcę majsterkować
Nie ukrywam – miałem nadzieję, że Legion Go S okaże się idealnym przenośnym PC do grania. Kompaktowe wymiary, niezły ekran, duża moc i pełny Windows 11 brzmią świetnie, ale rzeczywistość boleśnie weryfikuje te oczekiwania. System ładuje się długo, interfejs jest przeskalowany, a Bing i ciągłe aktualizacje przypominają, że to wciąż… Windows.
GamePass Ultimate dawał nadzieję na bibliotekę tytułów, lecz często trafiam na gry, które albo się nie uruchamiają, albo wymagają żmudnej konfiguracji. Pobieranie ogromnych plików, które być może zadziałają to koszmar. Valve rozwiązało ten problem, projektując SteamOS pod handheldy – działa od razu i bez kombinacji, podczas gdy tu spędzam więcej czasu na ustawieniach niż na samej rozgrywce.
Valve wiedziało, co robi, a Lenovo nie dorównało pod tym względem Steam Deckowi. SteamOS jest przyjazny, dopracowany i… po prostu działa. Legion Go S z Windows przypomina laptopa, który trzeba przerobić na konsolę – da się, ale czy o to chodzi? Ja kupuję handheld, by grać od razu, a nie spędzać godziny na dostrajaniu DPI i sterowników.
Dobra wiadomość jest taka, że nadchodzi tańsza wersja Legion Go S ze SteamOS. To pierwszy sprzęt Valve w obcym opakowaniu i – jeśli będzie przypominać Steam Decka – może wreszcie spełnić obietnicę mobilnego PC do grania. Warto na to czekać, zwłaszcza jeśli obecne Windowsowe doświadczenie Cię zniechęca.
Microsoft obiecuje poprawki pod gry przenośne, ale ja uwierzę, gdy zobaczę. Dziś nie ma powodu, by inwestować w handheld z Windows 11 – jeśli chcesz po prostu grać, OLED Steam Deck to bezkonkurencyjny wybór. A jeśli wolisz coś innego, poczekaj na Switcha 2: może nie uruchomi GamePassa, ale przynajmniej unikniesz walki z systemem.
Czy Lenovo Legion Go S to handheld z duszą, czy tylko drogi przystanek w drodze donikąd?
Po spędzeniu dłuższego czasu z Legion Go S, muszę przyznać, że mam w sobie dziwną mieszankę uczuć. Z jednej strony, szanuję Lenovo za to, że nie odpuszcza tematu handheldów, próbując znaleźć swoją niszę w tym coraz bardziej zatłoczonym segmencie. Z drugiej, mam wrażenie, że to urządzenie jest jak niedokończona melodia, obiecująca wiele, ale ostatecznie gubiąca rytm.
Pamiętam, jak pierwszy Legion Go budził moją ciekawość – ten odważny eksperyment z odczepianymi kontrolerami, olbrzymim ekranem i pełnym Windows 11. Był niezgrabny, ale miał w sobie coś z pionierskiej iskry. Legion Go S jest inny. Bardziej dopracowany, z ergonomiczną obudową, która naprawdę dobrze leży w dłoni, i ekranem, który wciąż potrafi zachwycić kolorem i jasnością. Ale czy to wystarczy, by obronić się w starciu z gigantami?
Prawdziwa pięta achillesowa to procesor AMD Ryzen Z2 Go. Niezależnie od tego, jak bardzo chciałbym bronić „budżetowego” podejścia, rzeczywistość jest brutalna. W 2025 roku oczekuję, że konsola przenośna za ponad dwa tysiące złotych pozwoli mi zagrać w większość nowości bez konieczności redukowania ustawień do minimum. Kiedy Cyberpunk 2077 wymaga tak drastycznych kompromisów, by osiągnąć ledwie akceptowalną płynność, zaczynam się zastanawiać: po co? Czy to ma być sprzęt dla koneserów retrogamingu, czy dla tych, którzy szukają taniego wejścia w świat mobilnego grania? Boję się, że ani jedno, ani drugie.
I ten Windows 11. Rozumiem intencje Lenovo – pełnoprawny system operacyjny to otwarta brama do nieograniczonej biblioteki gier i aplikacji. Ale w praktyce? To jest męka. Ciągłe walki z interfejsem, skalowaniem, aktualizacjami i tym denerwującym Bingiem, który wyskakuje, kiedy najmniej tego potrzebujesz. Z całym szacunkiem dla inżynierów z Redmond, ale Windows 11 na handheldzie to jak próba jazdy bolidem F1 po polnych drogach. Można, ale po co? Moje osobiste doświadczenia z Game Passem na tym sprzęcie to pasmo frustracji. Godziny poświęcone na konfigurowanie, zamiast na granie – to nie jest to, czego szukam w mobilnej konsoli. Ja chcę włączyć i grać, a nie majsterkować – nie mam na to czasu.
Czy Legion Go S jest zły? Nie, nie jest. Ma swoje momenty, swoje mocne strony, zwłaszcza jeśli cenisz sobie elegancję wykonania i ergonomię. Ale czuję, że to urządzenie nie wie, czym chce być do końca. Czy to jest tania alternatywa dla Steam Decka? A może wstęp do czegoś większego, co dopiero nadejdzie? To bardziej produkt eksperymentalny niż gotowy, dojrzały sprzęt, który podbije rynek.
Moim zdaniem, Lenovo wykonało kawał dobrej roboty w kwestii designu i jakości wykonania, ale zaniedbało serce tej maszyny – wydajność i oprogramowanie. Czy to zapowiedź lepszych czasów dla handheldów Lenovo? Mam taką nadzieję. Ale na razie, Legion Go S to dla mnie sprzęt, który budzi pytania, a nie daje odpowiedzi. I szczerze, to trochę mnie martwi.
ZALETY
|
WADY
|
Ceny Lenovo Legion Go S
Na stronie mogą występować linki afiliacyjne lub reklamowe.
Konsola? Jeśli podłącze gamepada do stacjonarki to też gram na konsoli? Rog, Lenovo czy nawet Steamdeck to nie konsole, nie maja dedykowanych platform